Iga Świątek przemówiła po porażce. “Nie mogę ogarnąć, co się dzieje”

Prowadzić w secie 5:1, by przegrać go 5:7? W tenisie różne scenariusze się zdarzają, ale taki z pewnością jest niecodzienny i bardzo bolesny. W poniedziałek przerobiły go na własnej skórze Polki, które w ten sposób przypieczętowały pożegnanie z marzeniem o finale Pucharu Billie Jean King. Ale na spotkanie deblowe (przegrane 5:7, 5:7), które zakończyło długą i trudną rywalizację z Włoszkami, patrzyły nie tylko przez pryzmat tej straconej szansy.

Zobacz wideoIga Świątek wybrała nowego trenera. “Jestem bardzo podekscytowana”

Wszyscy już czekali na super tie-breaka. Świątek opuści Malagę bez żalu

– Jeden gem dzieli nas od trzeciego seta – tak podpisano zdjęcie Igi Świątek i Katarzyny Kawy na koncie turnieju finałowego Pucharu BJK na portalu X, gdy prowadziły w drugiej partii z Jasmine Paolini i Sarą Errani 5:1. Wtedy już raczej tylko najbardziej zagorzali włoscy fani wierzyli, że ich ulubienice są w stanie odrobić tak dużą stratę i uniknąć super tie-breaka. Ale właśnie to elitarne grono miało rację.

Dwa dni wcześniej, w ćwierćfinale z Czeszkami, Świątek i Kawa były bohaterkami Biało-Czerwonych. Świetnym występem przeciwko rywalkom mającym w składzie liderkę światowego rankingu deblistek Katerinę Siniakovą zapewniły swojej drużynie niespodziewane zwycięstwo w grze podwójnej, a tym samym historyczny awans do półfinału. W pojedynku z mistrzyniami olimpijskimi z Paryża i finalistkami tegorocznego Roland Garros nie zdołały jednak tego powtórzyć. Świątek zaskoczyła, bo wskazując na moment, pod kątem którego miała do siebie zastrzeżenia, wcale nie wspomniała o roztrwonieniu tej dużej przewagi.

– Walczyłam o każdy punkt. Przy jednej z piłek setowych [z Kawą miały ich trzy w 10. gemie pierwszej odsłony, a zaraz potem same straciły podanie na wagę przegranej w tej partii – red.] mogłam może zagrać nieco lepiej, ale nawaliłam pod względem taktycznym. Ale patrząc ogólnie, to walczyłyśmy do końca i dałyśmy z siebie wszystko – podsumowała druga rakieta globu.

23-latka zaliczyła debiut w turnieju finałowym Pucharu BJK i jako jedyna z Polek zaprezentowała się w każdym z trzech etapów. Wystąpiła w trzech spotkaniach singlowych i do tego w dwóch deblach. W sumie między piątkiem a poniedziałkiem rywalizowała na korcie ok. 11 godzin. Wyzwaniem było dwukrotne wyjście na deblowy pojedynek zaledwie ok. 30 minut po trzysetowej rywalizacji indywidualnej i to późno w nocy.

 Jestem tak zmęczona, że w ogóle nie jestem w stanie ogarnąć, co się dzieje. Ogółem jestem zadowolona z tego, co pokazałam i co pokazaliśmy jako drużyna. Mieliśmy okazje do tego, by ten dzień się inaczej potoczył, ale też wiem, że wszystkie dałyśmy z siebie 100 procent i każda z nas może opuścić kort bez żalu. Towarzyszą mi więc pozytywne emocje. Przyjeżdżając tu, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Tenisowo wyszło dobrze, a atmosfera była super – oceniła zdobywczyni pięciu tytułów wielkoszlemowych.

Półfinał wśród Polek otworzyła Magda Linette, która uległa Lucii Bronzetti 4:6, 6:7. W 1/8 finału z Hiszpankami 32-latka z Poznania wygrała z Sarą Sorribes Tormo – po spędzeniu na korcie trzech godzin i 51 minut – 7:6, 2:6, 6:4.

“Po prostu walczyłam, by przetrwać fizycznie”. Celt wychwala Świątek

Świątek niedawno wróciła do gry po dwumiesięcznej przerwie. Tuż po zakończeniu występu w Maladze była pewna, że we wtorek rano odczuje skutki intensywnego wysiłku z ostatnich dni.

– Nie sądzę, bym jutro miała w sobie jakąkolwiek siłę po przebudzeniu. Obstawiam, że będę cała obolała. Dziś po prostu walczyłam, by przetrwać fizycznie, ale z dwóch pierwszych meczów tutaj jestem zadowolona. Byłam w stanie lepiej się skupić na danej chwili. Nawet w ćwierćfinale, w którym moja gra nie była idealna, ale Linda [Noskova – red.] grała naprawdę świetnie. Te mecze były naprawdę zacięte i wygrać je wszystkie [Świątek odnosi się tu do singla – red.] było miłym uczuciem, bo w ważnych momentach wykorzystywałam swoje szanse – argumentowała.

W poniedziałek Świątek występ zaczęła występ od pojedynku singlowego z Paolini. W każdym z trzech poprzednich z tą tenisistką przegrała jedynie trzy gemy. Teraz rywalizacja między nimi była znacznie bardziej zacięta. Polka pokonała czwartą rakietę świata 3:6, 6:4, 6:4.

– Nie byłam tak regularna jak w naszych wcześniejszych spotkaniach. Nie dałam jej zbytnio szansy na powrót w finale Roland Garros. Tak samo było w US Open. A teraz to zrobiłam i z tego skorzystała. To topowa zawodniczka i nie możesz tego robić w meczu z nią, jeśli chcesz gładko wygrać. Dziś w drugim secie wyraźnie brakowało mi energii. Odzyskałam ją w trzecim, choć nie jestem pewna jak. Ale po prostu czułam wtedy, że jestem w stanie więcej zdziałać – tłumaczyła później Świątek.

Tuż po ostatniej piłce zakończonego już dobrze po północy meczu Polska – Włochy operatorzy kamer skupili się na wielkiej radości ekipy z Italii. W tym czasie zaś Świątek wpadła ramiona Dawida Celta, co uwiecznił jeden z fotoreporterów. Na na zdjęciu widać u utytułowanej tenisistki ślad po kilku łzach, które chwilę wcześniej wycierała z policzka. Kapitan Polek mimo najlepszego wyniku w historii nie krył tuż po zakończeniu rywalizacji też pewnego rozczarowania. Po awansie do czwórki zapowiadał, że jego drużyna zachowuje pokorę, ale też mierzy wysoko. Teraz nie krył, że w przyszłości nadal tak będzie i liczy na wykonanie następnego kroku.

– Wierzę w to. Zamierzamy walczyć o więcej. Dzisiejszy wynik boli, ale taki jest sport. Czasem wygrywasz, czasem przegrywasz. Daliśmy z siebie wszystko, a to właśnie obiecywaliśmy przed rozpoczęciem turnieju. Jestem dumny z zespołu i z zawodniczek. Iga jest prawdziwą liderką. Dziękuję Ci, Igo. Byłaś niesamowita. Wciąż jest we mnie wiele emocji. Za nami wyczerpujące trzy dni – zaznaczył Celt.

Niemal wszystkie Polki występem w Maladze zakończyły sezon. Wyjątkiem jest Kawa, którą czekają jeszcze dwa starty w Ameryce Południowej. Świątek w najbliższym czasie będzie odpoczywać, by następnie rozpocząć wyczekiwany okres przygotowawczy pod okiem Wima Fissette’a. Była liderka rankingu WTA na razie krótko pracowała ze słynnym trenerem, którego zatrudniła nieco przed listopadowym WTA Finals.

Na nocnym spotkaniu z dziennikarzami w Maladze zapytano ją też, co chciałaby przenieść z zakończonego właśnie sezonu na nowy. Wskazała jedną rzecz. – Doświadczenie. W tym roku łatwiej mi się grało z numerem jeden przy nazwisku. W ubiegłym miałam z tym kłopoty, dostrzegam więc tu postęp – argumentowała.

Przyznała też, że ostatni sezon podzielić można w jej przypadku na dwie części. – Wyglądał u mnie inaczej po Roland Garros. Pierwsza część była niemal perfekcyjna, ale w drugiej były wzloty i upadki. Potrzebuję jeszcze czasu, by to przeanalizować, bo od początku sezonu przenosiłam się jedynie z turnieju na turniej – zaznaczyła.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *