Lubimy ludzką twarz Igi Świątek, ale z tą pokazywaną przez Arynę Sabalenkę wielu polskich fanów ma problem. Mimo że w Melbourne Białorusinka zachowała się bezmyślnie, to wizerunkowo nic nie straci. Jej krytycy tylko zyskali kolejny argument, a lubiący jej osobowość nie odwrócą się od niej. Bo w końcu taka Aryna Sabalenka jest – czasem zabawna, czasem nieco przaśna.
Klasy nie kupisz – ta fraza co najmniej kilka razy pojawiała się w artykułach dotyczących Aryny Sabalenki. Ostatnio powodem ku temu było jej zachowanie po finale Australian Open. Z Białorusinką jest trochę jak z legendarnym Novakiem Djokoviciem – jedni ją uwielbiają, a inni jej nie znoszą. Wielu polskich kibiców patrzy na nią mocno krytycznie, jak przystało na wroga numer jeden Igi Świątek.
Furia w Nowym Jorku, kiepski żart w Melbourne. “Trofeum albo nic”
Złożyła po meczu gratulacje przeciwniczce, a potem usiadła na krześle i zarzuciła ręcznik na głowę, by ukryć przed kamerami oraz kibicami zapłakaną twarz. Widzieliśmy takie zachowanie już nieraz u Świątek, a kilka dni temu tak samo zareagowała Sabalenka po przegranej 6:3, 2:6, 7:5 z Amerykanką Madison Keys w finale w Melbourne. Tyle że potem nieraz można zobaczyć wciąż płaczącą w szatni Polkę, a Białorusinka odreagowuje już inaczej. I tym sprowadziła na siebie kłopoty.
Dwa lata temu po przegranym finale w Nowym Jorku rzuciła na podłogę torbę, na niej położyła paterę, a następnie wyciągnęła z torby rakietę. Cztery razy uderzyła nią o podłogę, a potem wyrzuciła do kosza. Tym razem, po finale Australian Open, nie wyładowała emocji w ten sposób, ale i tak zebrała jeszcze większą krytykę. Kamery uchwyciły ją z partnerem Georgiosem Frangoulisem i trenerem przygotowania fizycznego Jasonem Stacym. Początkowo Sabalenka zerka za siebie, a obaj mężczyźni – śmiejąc się – wykonują ruch, jakby mieli zamiar oddać mocz na leżącą przed nimi paterę za przegrany finał. Sabalenka po chwili odwraca się do nich i uśmiechnięta naśladuje ich zachowanie.
To tym gestem zdobywczyni trzech tytułów wielkoszlemowych oburzyła wiele osób. Zwłaszcza w Polsce. Pisano o tym w naszym kraju sporo, przywoływano też wpisy internautów, którzy oburzeni gestem tenisistki domagali się wręcz jej dyskwalifikacji. Dominik Senkowski ze Sport.pl pisze o przekroczeniu akceptowalnych norm w społeczności i wywoływaniu daleko posuniętego niesmaku.
Zachowanie Sabalenki i jej towarzyszy zdecydowanie do mądrych nie należało, ale czy sama określiłabym je jako wywołujące wielki niesmak? Raczej nie. Uważam, że był to żart. Kiepski, ale jedynie żart.
– Gdy docierasz do finałów, jesteś w sytuacji “trofeum albo nic”. Nikt nie pamięta o finalistce, nie wpisuje jej nazwiska obok zwyciężczyni. Na tym etapie celuję w tytuły – mówiła po finale w Melbourne Sabalenka. Dwa poprzednie finały wygrała i teraz walczyła, aby zostać szóstą tenisistką w Open Erze, która triumfowała trzy razy z rzędu w tym turnieju. Była o krok i może stąd jej gigantyczne rozgoryczenie.