– Doszliśmy do absurdu, wprost do szaleństwa. Sportowiec nie jest oszustem, a musi się tłumaczyć tak, jakby nim był. Wystarczy, że zje kurczaka, który był faszerowany chemią i już ma w organizmie ślady po substancjach, których wcale nie chciał przyjąć. I jest tragedia. Myśmy mieli taką sytuację w Argentynie. Efekt jest taki, że średni zawodnicy są bici przepisami, bo nie mają szans jeść drogich potraw, które dają najwyższą gwarancję czystych składników – mówi w rozmowie z Interią Paweł Strauss, trener Jana Choinskiego (174. ATP, Brytyjczyk z polskimi korzeniami).
Artur Gac, Interia: Praktycznie nie był pan widoczny w ostatnich miesiącach. Czy coś się stało?
Paweł Strauss: – Złapała mnie dość poważna sprawa.
To niedobrze. Jak poważna?
– Na Wimbledonie trochę przejąłem się grą, siedziałem zdenerwowany podczas meczu Janka i strzeliła mi żyłka w oku. Od tych kilku miesięcy przyjmuję z regularną częstotliwością zastrzyki w oko oraz mam zabiegi laserowe. Do lutego muszę poddawać się temu leczeniu, dlatego nigdzie nie mogę jeździć.
Tego nie można zbagatelizować.
– Na początku podszedłem do tego lekko, ale jednak przekonałem się, że nie ma co chojrakować. Sterydy w zastrzykach sprawiły, że odporność organizmu spadła, dlatego ni stąd ni zowąd zaczęły mi się przyplątywać różne infekcje, choroby, dolegliwości płuc, i tak dalej… A przy oku, ze względu na zmiany ciśnienia, nie mogę latać, dlatego od paru miesięcy więcej jestem w Oslo. W zasadzie siedzę tutaj cały czas. A w międzyczasie Janek musi dać sobie radę z trenerem klubowym i związkowym.
Stres, nerwy i skoki ciśnienia wystawiają taką cenę.
– No właśnie. Ja przez 30 tygodni w roku cały czas jeździłem, non stop byłem w permanentnym wyścigu z czasem i ciało, mówiąc kolokwialnie, się zjechało i zużyło. A przy tym, jak pan zaznaczył, masa nerwów, bo przejmowałem się wszystkim i denerwowałem. A najbardziej wykończyła mnie Ameryka, to znaczy Brazylia, Wenezuela, Ekwador, Paragwaj, Argentyna. Co tydzień człowiek był w innym kraju, jedzenie nie za dobre, stresy, zaraz po meczu pakowanie i wyjeżdżanie. Wszystko w biegu, na walizkach, jak najtańsze samoloty, a takie detale po jakimś czasie niestety wystawiają cenę. To nie jest takie super życie, jak niektórym osobom mogłoby się wydawać.
Nieoczywiste szczegóły od Igi Świątek, dyrektor POLADA: Ryzyko niebezpiecznie rośnie
Wymagające dla sztabów, ale i oczywiście dla zawodników.
– Dlatego zawodnicy grający na niższym poziomie mają dość częste problemy żołądkowe i z kontuzjami. Taka Iga Świątek ma mniej turniejów, a dodatkowo wszystko wokół siebie na luksusowym poziomie. Wówczas pod tym względem jest trochę łatwiej.
Właśnie w temacie Igi Świątek chciałem pana zapytać. W ostatnich miesiącach, o czym opinia publiczna nie miała pojęcia, stoczyła walkę, złapana na pozytywnym wyniku antydopingowym.
– Chce pan wiedzieć, co tutaj mówią ludzie?
Chętnie się dowiem.
– Ja wczoraj (w środę – przyp.) trenowałem z Casperem Ruudem (6. ATP), a przedwczoraj razem z Holgerem Rune (13. ATP), bo obaj grali tutaj w Oslo mecze pokazowe. Załatwiłem im sparingpartnerów i trochę rozmawialiśmy na ten temat. Oni uważają, że WADA chyba chce się wykazać, bo zawodnicy codziennie muszą meldować, gdzie przebywają. A jeśli trzy razy nie poinformują o miejscu przebywania, a przecież możesz być 20 godzin w samolocie, zostajesz zawieszony. Na tej podstawie zawieszony został Szwed Mikael Ymer (17 lipca 2023 roku został zawieszony na 18 miesięcy, a jego linię obrony w apelacji uznano za niewiarygodną – przyp.), który trzy razy nie złożył meldunku z miejsca pobytu. Wielu zawodników naprawdę stara się być super, ale przepisy są bezwzględne. My z Jankiem działamy do przesady. Ale jeśli jesz kotleta w Argentynie, to na końcu może się okazać, że było w nim jakieś świństwo. To jest właśnie problem. Jedzenie. A poza tym, dlaczego w innych sportach tak nie gonią zawodników jak w tenisie? Co się stało? A sprawdźmy tych wszystkich piłkarzy ligowych, czy oni są tacy czyści. Nie wierzę w to. Tymczasem zagięto parol na tenisistów i wynajdują śladowe stężenia, na które zawodnicy nie mają wpływu i nie pomagają im w wynikach, robiąc sobie statystyki. Osobiście widziałem, jak Janek musiał sikać tydzień po tygodniu przy jakichś facetach, a oni wprost patrzyli mu na członka.