Iga Świątek poinformowała Świat, że w sierpniu w jej organizmie wykryto śladowe ilości trimetazydyny. Dlatego też Polka nie pojawiała się na korcie, a w międzyczasie musiała udowodnić swoją niewinność. Z pomocą specjalistów wykazała, że niedozwolona substancja znajdowała się w melatoninie, którą tenisistka zażywała, by poprawić komfort snu.
Ekspert pomógł Idze Świątek. Teraz grzmi w sprawie kary. “Nic, zero”
Świątek udało się udowodnić niewinność, ale Międzynarodowa Agencja Integralności Tenisa (ITIA) i tak wlepiła Polce symboliczną karę miesięcznego zawieszenia. Głos w tej sprawie postanowił zabrać człowiek, który pomógł wiceliderce światowego rankingu wykazać, że faktycznie przyjmowała niedozwoloną substancję przez przypadek.
– Iga Świątek nie jest przecież niczemu winna! Brała tylko melatoninę, żeby zasnąć, bo cierpiała na zmęczenie spowodowane zmianą strefy czasowej. Próbowała lepiej spać, aby poprawić swoje wyniki. Nie rozumiem, czemu ukarano ją zawieszeniem na miesiąc, nie powinniśmy jej w ogóle karać. Przynajmniej w oczach ludzi wciąż byłaby niewinna – stwierdził Jan-Claude Alvarez w podcaście “Tout un matin”, cytowany przez “Super Express”.
Francuz pracuje w laboratorium toksykologicznym w Garches, gdzie badał skażoną próbkę Igi Świątek. W podcaście wyjaśnił, w jaki sposób bada się takie przypadki i jak to wyglądało w przypadku najlepszej polskiej tenisistki.
– Kiedy przyjmiesz daną substancję, utrzymuje się ona we krwi przez około 24 godziny. W moczu przez dwa lub trzy dni. W przypadku niektórych produktów utrzymuje się nieco dłużej, około dziesięciu dni. Ale we włosach jest przez cały czas i kiedy ktoś bierze doping, dodatkowo się kumuluje. Jeśli jesteś ofiarą skażonego produktu, masz bardzo małe dawki, które nie wystarczą, aby utrzymać się we włosach. A Iga Świątek nie miała nic we włosach, zero – podkreślił Alvarez.